wtorek, 11 marca 2014

Rozdział II

Shayen ostatni raz przejechała szczotką po włosach. Wzięła do ręki długie, ciemne pałeczki i upięła nimi koka. Nim zdążyła opuścić ręce, kilka czarnych kosmyków wysunęło się i opadło wzdłuż jej skroni. Nie przejęła się jednak nimi. Wzięła do ręki małe, okrągłe lustereczko i się w nim przejrzała. Odłożyła je z westchnieniem i podniosła się z ziemi. Ścisnęła mocniej biały pas na czarnym kimonie i upewniła się, że jej katana jest solidnie zaczepiona, a sandały mocno zasznurowane. Dzisiaj spała wyjątkowo kiepsko i obudziła się ponad godzinę przed świtem. Nie cierpiała kiedy tak się działo. Była wtedy zbyt zmęczona, żeby móc się skupić na książce, więc ciągle rozmyślała. A rozmyślanie nigdy nie było przyjemne. Podeszła do okna, położyła na szybie dłoń i spojrzała na świat za nią. Mieszkając w baraku oddziałowym nie miała zbyt ambitnych widoków, ale i tak lubiła przez nie patrzeć. Nadal było dość wcześnie, a słabe, poranne słońce przysłaniała w dodatku mgła. Uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że dzisiaj będzie zimno. Odsunęła się i oderwała rękę od szkła, które powoli pokrywało się szronem. Doszła do wniosku, że nie ma na co dłużej czekać, więc wyszła na zewnątrz. Tak jak się spodziewała, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, omiotło ją zimne, poranne powietrze, które przenikało jej wyjątkowo cienkie kimono. Szybkim krokiem ruszyła w stronę stołówki. Gdy w końcu weszła do obszernego pomieszczenia, była już tam kilku shiningami, którzy leniwie jedli śniadanie. Ze zdziwieniem spostrzegła także pod ścianą Kaoru. Kogo jak kogo, ale jego nie spodziewała się spotkać w stołówce o tak wczesnej porze. Przeszła między stolikami i zajęła miejsce po drugiej stronie blatu, na wprost przed przyjacielem, po drodze pieszczotliwie mierzwiąc jego włosy.
- Hej, a jednak to naprawdę ty, nie mam halucynacji - powiedziała kładąc ręce na blat i uśmiechając się lekko. Kaoru podniósł na nią wzrok i podparł głowę ręką.
- Hej. Ja też się nie spodziewałem, że kiedyś tak wcześnie się tu dowlokę. Znowu nie mogłaś spać? - spytał i podniósł do ust ryż pałeczkami.
- Nie, nie mogłam. Tak w ogóle to... jak ta blondynka?
- Dobrze, ale nadal nic nie pamięta.
- Jesteś pewien? - splotła dłonie na stole i przyjęła poważny, zimny ton.
- Co masz na myśli?
- Kaoru, myślałam nad tym dużo w nocy. Obca dziewczyna spada ci na głowę w Seiretei. Nie jest zdziwiona tym, co tu widzi. Nie jest shiningami, nie jest duszą. Wygląda na zwykłego człowieka, ale czy tak jest? Jak w ogóle doszło do jej przybycia tutaj? Nic racjonalnego nie mogę wymyślić. Nie mówię, że masz ją znienacka związać i zawlec do tego starego, ślepego idioty. To dla niej ostateczny wyrok. No... dla ciebie pewnie też. Ale... bądź ostrożny - wypowiadając ostatnie słowa położyła dłoń na jego dłoni i uścisnęła ją - Pod przyjaznymi uśmiechami kryją się zdradliwe spojrzenia.
-Jasne, będę pamiętał. W ogóle to przyszedłem tu tak wcześnie, żeby jej zanieść trochę jedzenia. Nie mam dla niej żadnego ubrania.
- W tym Ci nie pomogę. Moje kimona będą na nią za długie i za ciasne - mruknęła wstając i kładąc ręce na swoich wąskich biodrach z kwaśną miną. Mężczyzna roześmiał się. Shayen nigdy nie była zadowolona ze swojej figury. Odkąd tylko sięgał pamięcią, to przy temacie wyglądu, zawsze narzekała na swoją prostą figurę, na wąskie biodra, ramiona i małe wcięcie w talii - Ale jak coś znajdę, to ci przyniosę.
- Wielkie dzięki. A ty nie jesz? - Kaoru zmarszczył brwi widząc, że czarnowłosa zamiast znów usiąść, to odwróciła się w stronę drzwi.
- Nie, w domu zjadłam - skłamała. Nie miała ochoty na jedzenie. Jej myśli znowu przeniosły się do jutrzejszego dnia - mam masę roboty przez tą całą sytuację, a jutro znowu mam patrol w świecie żywych.

- Nie rozumiem - mruknęła Shayen wpatrując się w twarz swojego kapitana. Ukitake w tym czasie podrapał się zakłopotany po głowie. Spojrzał znów na siedzącą po drugiej stronie biurka podwładną. Kiedy tylko ten pomysł mu wpadł do głowy, od razu wiedział, że jego realizacja nie będzie prosta. A teraz musiał się zmierzyć z najtrudniejszą częścią.
- To nie jest dla niej łatwe...
- Dla nikogo nie jest - wycedziła, zaciskając mocniej dłonie, które trzymała oparte na udach. Zwykle była spokojna i zwracała się do kapitanów, szczególnie swojego, z pełnym szacunkiem. Ale teraz czuła jak wściekłość w niej narasta. Białowłosy głęboko westchnął. To naprawdę nie będzie łatwe.
- Shayen, proszę cię, zrozum. Bardzo mi przykro, że między dwoma moimi podopiecznymi jest konflikt, nie chce go pogłębiać... ale proszę cię, tym razem zrób to dla niej. Widziałaś ją po tym wypadku? Potrzebuje izolacji, nowego miejsca, gdzie na spokojnie wszystko przemyśli...
- Dlatego ja mam zrezygnować z misji o którą tak długo prosiłam? One są dla mnie bardzo ważne.
- A ja nie wiem i nie rozumiem dlaczego. Pójdziesz jak tylko ona wróci, to tylko miesiąc...
- Aż miesiąc. Cholera, każdy cierpi, każdy się smuci. Ona zawaliła, gdyby... - drgnęła, gdy kapitan przerwał jej wypowiedź uderzeniem pięścią w biurko. Jeszcze mocniej wbiła paznokcie w skórę dłoni. Skoro jej przełożony aż się zdenerwował, to oznaczało to definitywny koniec dyskusji.
- Nie będę tego słuchał. Nie jest niczemu winna! - spojrzał stanowczo w zimne oczy Sogi. Ona jednak po chwili milczenia wstała i bez słowa wyszła z jego gabinetu. Po raz kolejny westchnął. Miał ogromną nadzieję, że odpuści i nie będzie musiał jej do niczego zmuszać. Z kolei szósta oficer z nadal zaciśniętymi pięściami kierowała się w stronę wyjścia z budynku trzynastego odziału. Mijała wszystkich bez słowa, a jej koledzy po fachu, widząc jej zaciętą minę schodzili jej z drogi. Otworzyła tylne drzwi na całą szerokość i stałą w nich przez chwilę, patrząc na prywatny ogródek jej dywizji. Zacisnęła szczęki, widząc ją pod drzwiami. Po chwili wahania zamknęła drzwi i pokierowała się w stronę niewielkiej sterty kamieni pod drzewami. Zatrzymała się gdy jej cień padł na niską, szczupłą dziewczynę z krótkimi, czarnymi włosami i dużymi, fioletowymi oczami. Rukia drgnęła i wyprostowała się, odrywając w końcu wzrok od swoich dłoni. Shayen już miała powiedzieć, co sobie myśli o tym całym użalaniu się nad nią, ale w ostatnim momencie zacisnęła usta, widząc pełne bólu i wyrzutów sumienia spojrzenie dziewczyny.
- S-Shayen!
- Jak tam? - włożyła wiele starań w to, aby jej głos zabrzmiał ciepło i przyjaźnie. Ze zdziwieniem zdała sobie sprawę, że ostatni raz była miła dla Kuchiki przy ich pierwszym spotkaniu. Jednak ta zmarszczyła brwi, a w jej oczach na nowo błysnęła hardość.
- Mam wierzyć, że ty się o mnie martwisz? - cała litość i pożałowanie dla Ruki całkowicie ulotniło się z Shayen. Na nowo wstąpił w nią gniew i niechęć do rozmówczyni.
- Chciałam, dla odmiany, być miła. Ale widzę, że niektórych na to nie stać.
- Daj mi spokój, nie mam ochoty się z tobą sprzeczać.
- No tak, jesteś zajęta pogrążaniu się w swoim żalu i smutku. Tylko ty czujesz stratę i tylko tobie jest żal. Bo to ty najbardziej ucierpiałaś. Nie Kaien, któremu wbiłaś miecz w płuca - szlachcianka gwałtownie wstała a jej oczy zwilgotniały.
- Nie było cię tam. Nie widziałaś tego. Nie miałam innego wyboru!
- Jasne, wtedy już nie. Też bym w tamtym momencie tak postąpiła. Ale widzisz... - nachyliła się nad shiningami, która sięgała jej do piersi -... ty spieprzyłaś to wcześniej. Jesteś za słaba, by czemukolwiek dać radę. Nie powinnaś się tam w ogóle pchać. Może gdybyś została, wszystko potoczyłoby się inaczej...
- Ty... - łzy popłynęły po policzkach fioletowookej, a rumieńce wściekłości oblały jej policzki -... gdybym to ciebie mogła przebić. Z przyjemnością bym to uczyniła.
- Zginąć z twoich rąk? Większej hańby chyba doznać nie można. I wolałabym nie oglądać ciebie jako ostatniej. Biedny Kaien, może to dobrze, że zmarł i nie musi się tym przejmować - pochyliła się jeszcze niżej, gdy Rukia chwyciła ją za kołnierz i pociągnęła ku sobie - Nie dotykaj mnie tymi swoimi łapskami, brudna szmato - wysyczała Shayen i chwyciła tamtą za włosy, gwałtownie ją szarpiąc i odrzucając w bok. Ich ręce równocześnie powędrowały do rękojeści katany.
- Macie natychmiast przestać! - jeżeli szósta oficer myślała, że wcześniej wyprowadziła swojego kapitana z równowagi, to się bardzo pomyliła. Mężczyzna stał w drzwiach wychodzących na ogród, dysząc i podtrzymując się framugi. Soga wyprostowała się dumnie i przybrała poważny, spokojny wyraz twarzy. Rukia w tym czasie podniosła się z ziemi i odwróciła do kapitana.
- Idź do dawnego pokoju Kaiena. Jest tam mnóstwo papierkowej roboty, możesz przy niej pomóc - powiedział już spokojnie białowłosy, ale nadal patrzył gniewnie na niebieskooką. Ta skinęła głową i minęła mężczyznę w drzwiach, kierując się powoli ku wskazanemu pokojowi. Jushiro nie uszło uwadze, że słaby blask dzisiejszego słońca odbił się od kryształków lodu na jej szacie i włosach.

3 komentarze :

  1. Kurczaczek, byłam naprawdę pod wrażeniem, czytając ten rozdział. Te dialogi są takie żywe, bohaterowie tacy z krwi i kości, z życiem, wielowymiarowi i barwni. Uznasz pewnie, że przesładzam, ale ja naprawdę aż nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, tak bardzo byłam przejęta tą kłótnią z Rukią. Była naprawdę genialnie napisana. Mój komentarz pewnie nawet w połowie nie będzie tak wartościowy jak ta notka. Jak jeszcze raz powiesz, że nie umiesz pisać, to przyjdę do Ciebie, jebnę Cię patelnią firmy Rasengan i zakopię koło burdelu, żebyś przemyślała swoje zachowanie!
    Mój mały Kaoru, jestem z niego taka dumna, że się zerwał rano z łóżka ;w; A Shayen pokazała pazur. Dziewczyna ma charakterek, nie ma co. Swoją drogą ciekawi mnie, czemu tak jej zależy na tej misji w świecie żywych... Mam swoje podejrzenia, ale nie jestem pewna, czy to właśnie to, o czym myślę. Dziękuję Ci za ten rozdział, czekałam długo, ale było warto!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mawiają starożytni kosmici, "You made my day" ^___^

    OMG, hejtowanie Rukii, tak bardzo mi tego brakowało. Zaciekły wróg Małej Czarnej w postaci Shayen Sogi? Tak bardzo tak!!!
    Ale od początku. Blondynka jest szpiegiem? Na pewno od Aizena :D Wyczuwam epickość.
    Co do figury Shayen - no powiedzmy sobie szczerze, przy tych wszystkich Orihime, Matsumoto, Nemu i tak dalej to każdy by miał kompleksy X_x'
    Wczesne wstawanie rano - jednoczę się w bólu z Kaoru. Cholera, sen jest święty i nie powinno się go sztucznie przerywać -.-'
    A Ukitake (<3) to ma tak samo jak ja... Chce żyć w świecie bez konfliktów, ale się kurde nie da, bo zawsze wylezie jakaś Rukia, która musi namieszać >.<' A z drugiej strony, gratulejszyn za ładne ujęcie charakteru kapitana (czyli równowaga pomiędzy byciem miłym a byciem stanowczym).
    I ten lód... Chyba ktoś (Rukia, Tosiek Hitsugaya i jego zapomniany przyjaciel Sosik Kusaka) będzie miał konkurencję w zdobyciu Kryształowej Kuli i w wygraniu "Gwiazdy tańczą na lodzie"... Dajesz SHAYEN!

    Technicznie: początkowy opis porannej toalety można by dopracować, bo masz kilka zdań pod rząd wyglądających tak samo ("zrobiła coś tam" i "zrobiła coś tam". "zrobiła coś tam" i "zrobiła coś tam" itd...). Poza tym nic nie razi oprócz "podtrzymując się framugi" (raczej "przytrzymując się framugi"). Jak widzisz - drobiazgi :D Porównaj sobie ten rozdział z tekstami sprzed dwóch lat - zmiana stylu jest oszałamiająca ;)

    I znów ten ból czekania. Jigo, bierz się do pracy :D Jakie to cudowne, że na tym blogu mogę chociaż przez 5 minut przebywać w świecie SS <3 Dziękuję Wam! :*

    Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. 44 yr old Community Outreach Specialist Ernesto Murphy, hailing from Port Hawkesbury enjoys watching movies like Godzilla and Brazilian jiu-jitsu. Took a trip to The Four Lifts on the Canal du Centre and drives a Aston Martin DB3S. jej odpowiedz

    OdpowiedzUsuń