piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział IV

2 komentarze
Shayen przyłożyła rękę do ust, a z jej oczy popłynęły pojedyncze łzy. Już nie była w stanie hamować ciągłych ziewnięć. Na powrót podparła głowę lewą ręką, a prawą bez najmniejszego zainteresowanie czy chęci, sięgnęła na leżącą na biurku stertę kartek. Kolejny raport przygotowany do przeczytania i podpisania przez porucznika by ten następnie zaniósł je kapitanowi. Niestety, ten raport nigdy nie doczeka, by został przeczytany przez porucznika 13-stej dywizji, Kaiena. Tylko raz w czasie tej żmudnej roboty, ukłuła ją strata kompana. Mimo wszystko, nigdy się z nim jakoś specjalnie nie przyjaźniła. Ponadto, w ich zawodzie śmierć była czymś oczywistym, czymś co mogło czekać na każdego z nich, za każdym rogiem. Nie, nie był dla niej aż tak ważny, by popaść w żałobę. Poza tym, jej myśli były zajęte czymś całkiem innym. Cały czas rozmyślała o misji w świecie żywych, którą musiała oddać Rukii. Wyciągnęła rękę w stronę kolejnej kartki, ale opuściła ją w połowie. Mimo, że nie robiła nic ponad to przeglądanie raportów czuła się wykończona. Chyba jeszcze nigdy się tak nie nudziła. Gdyby miała chociaż jakieś towarzystwo... ukryła twarz w dłoniach i odchyliła się w tył. Przez chwile naszła ją ochota by się rozpłakać. Czuła się naprawdę pokrzywdzona, że musi wykonywać tak parszywą robotę za karę, kiedy Rukia znowu uszła bezkarnie. I dostała to, czego chciała. Był to na pewno niesprawiedliwy osąd ze strony Sogi, jednak nie potrafiła pozytywnie i obiektywnie popatrzeć na młodą szlachciankę i wszelkie z nią konflikty. Gdy podniosła kolejny raport, zauważyła wystający spod kartek skrawek kolorowej fotografii. Podniosła zdjęcie by móc mu się przyjrzeć z bliska. Gdy pociągnęła na róg, razem z pierwszą, wysunęło się też drugie zdjęcie. Pierwsze przedstawiało rodzeństwo Kaiena. Shayen poznała ich gdy ona i trzech innych towarzyszy z oddziału, wyruszyli wraz z kapitanem do Rukongai, by złożyć rodzinie Shiby kondolencje. Drugie zdjęcie przedstawiało Miyako, żonę zmarłego porucznika. Soga poczuła niemiłe ukłucie w piersi, bardzo lubiła ją i z jej śmiercią, ciężej było się pogodzić. Odłożyła znaleziska na bok. Powinna je przekazać kapitanowi, by ten posłał je do rodziny Kaiena. Drzwi do pomieszczenia otworzyły się i stanęła w nich niska szatynka.
- Hej Shayen, Taicho mówi, że możesz już wyjść. Chyba, że się tu zadomowiłaś - powiedziała przybyła, opierając się o framugę.
- No nareszcie - powiedziała Soga prostując się i wyciągając ręce w górę - mam dość już tej roboty! Bycie porucznikiem to jednak beznadziejna sprawa! - podniosła się i minęła w drzwiach towarzyszkę, której pomachała na pożegnanie. Gdy wyszła na zewnątrz omiotły ją ciepłe promienie zachodzącego słońca. Wzdrygnęła się. Dobrze, że dzisiejszy upał mogła przesiedzieć w dość chłodnym gabinecie. Szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia z terytorium trzynastej dywizji. Po piętnastu minutach drogi dostrzegła w jednej uliczce Karou z jego nową znajomą, której coś zawzięcie tłumaczył.
- Hej! - powiedziała idąc w ich stronę - Przyjęliście ją do oddziału? Kuchiki się niby zgodził? - spytała wskazując palcem na pierś Shizuki, gdzie była przyczepiona metaliczna odznaka szóstego oddziału.
- No... tak jak by. Wcisnąłem mu, że on ją już wcześniej poznał, ba, sam wybrał. - wytłumaczył mężczyzna, drapiąc się przy tym po głowie. Z kolei Shayen zamrugała oczami nadal nie opuszczając ręki.
- I on na to poszedł?
- Uwierzył - odparła blondynka z uśmiechem - teraz tutaj pracuję! - Brunetka musiała potrzymać się ściany, żeby nie upaść ze śmiechu.
- O rany! Tego bym się nie spodziewała! No i jaką masz pierwszą misję? - spytała z uśmiechem blondynki. Nie ufała jej, za dużo wiedziała, by od tak móc komuś zaufać. Od dłuższego czasu w każdym wypatruje wroga i zdrajcę. Mimo to, postanowiła choć udawać przyjazną.
- Razem pójdziemy zbadać otoczenie, gdzie znowu znaleziono ubrania zaginionych shiningami - odparł beznamiętnie Kaoru.  Uśmiech Sogi od razu zszedł z jej twarzy. Czuła jak coś ciężkiego osiada się na jej żołądku. Nie Kaoru, nie on...
- Musisz iść? - spytała zdławionym głosem.
- Kazali nam. Wszystko dobrze? - spojrzał na swoją byłą dziewczynę, która nagle zbledła.
- Ta, jasne. Tylko... niepokoi mnie to. Uważajcie na siebie, dobra?
- Pewnie - odparła dwójka równocześnie. Shayen pożegnała się i z duszą na ramieniu oddaliła się.

- No, myśleliśmy, że już się nie pokażesz! - powiedział Hisagi, przesuwając się na ławce, by zrobić więcej miejsca koleżance.
- Ciągle muszę robić pracę Kaiena. To dopiero trzeci dzień, a ja mam serdecznie dość! Nie wiem, jak wy tak możecie na co dzień! - Kira i Shuhei zaśmiali się.
- Wiesz, więcej kasy, zwalasz na kogoś i jakoś idzie - powiedział brunet, uśmiechając się.
- Pewnie, już to widzę jak wasza dwójka zwala robotę na innych. Ale nie mówmy o pracy, mam jej serdecznie dość - Soga sięgnęła po butelkę i nalała sobie pełną miseczkę sake, którą od razu wypiła i nalała kolejną porcję - Nikt już do nas nie dołączy?
- Nie. Kaoru i Renji mają jakieś dodatkowe roboty od Byakuyi a Matsumoto pije dziś z kapitanem Shunsuim. Hinamori martwi się o  Aizena, więc nie ma ochoty. Tak więc, zostaliśmy we troje - Kira jednym tchem wytłumaczył i drżąca ręką też sięgnął po alkohol. Po samych jego rumieńcach było widać, że blondyn jest już podchmielony - I patrzcie kto idzie... - dwójka odwróciła się i spojrzeli na wchodzącego do sali kapitana Sosuke.
- Co jak co, ale nie sądziłem, że ktoś taki jak on, przychodzi się napić do knajpy - mruknął porucznik 9 dywizji do towarzyszy. Izuru niewyraźnie coś wymamrotał w odpowiedzi a Shayen zamyślona pokiwała głową. Gdy szatyn mijał ich stolik, cała trójka podniosła się i ukłoniła, choć blondyn ledwo dał radę się dźwignąć. Kapitan przeszedł na sam koniec sali gdzie usiadł przy stoliku z członkami swojej dywizji.
- Słyszałem plotki, że znowu pobiłaś się z Rukią - powiedział brunet, szturchając koleżankę która nadal nieprzytomnym wzrokiem patrzyła w ślad za okularnikiem.
- Co? Nie, to głupie plotki. Trochę się posprzeczałyśmy - burknęła podpierając głowę jedną ręką a drugą sięgając po czarkę z sake.
- Pewnie nie zdążyły, bo ich rozdzielili - odparł Kira opierając się obiema rękami o stół, by nie polecieć w tył.
- O co poszło?
- Miałam iść ja do świata żywych. Ale Kapitan Ukitake w końcu ją posłał. Nie lubię jak mi się coś obieca, a potem odbiera.
- Za bardzo lubisz tam chodzić, z nami jest milej - niebieskooki bujał się w tył i w przód, mówiąc coraz mniej wyraźnie.
- Lubię i tyle. Każdy coś lubi. Wy się już zasiedzieliście przed biurkami - jednym haustem wypiła kolejną porcję alkoholu a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Wypiła razem z dwójką najbliższych przyjaciół jeszcze kilka kolejek - poza Kirą, który w końcu zasnął na blacie - gdy podeszła do nich grupa mocno pijanych mężczyzn. Wysoki, barczysty brunet z czerwoną twarzą uśmiechnął się lubieżnie do Sogi.
- Hej mała, może chcesz się zabawić?
- Nie dziękuje, ona już się świetnie bawi - odparł Hisagi posyłając przybyszowi złośliwy uśmiech.
- Niby z tobą chłoptasiu? - mężczyzna ryknął śmiechem a kilku jego kumpli mu zawtórało - Chodź ze mną a przekonasz się, co to znaczy zabawa - chwycił brunetkę za wąskie ramie a ta uśmiechnęła się i gestem nakazała mu się nachylić. Ten uradowany wyszczerzył zęby i przybliżył twarz do jej twarzy. Shayen posłała mu obiecujący uśmiech a następnie z całej siły uderzyła go pięścią w purpurowy nos. Shinigami poleciał w tył i wpadł na stolik obok, wywracając go przy tym i przygniatając nogi siedzącego tam chłopaka. Ten wściekły kopnął go z całej siły posyłając bruneta na kolejną pijącą grupę. Wściekli towarzysze nachalnego kolegi rzucili się na kobietę i Shuheia którzy już poderwali się na nogi, lekko przy tym się kołysząc. Kira również się przebudził, nim zdążył przetrzeć rozespane oczy prosto na niego poleciał wysoki, piegowaty mężczyzna.
- Co ty wyrabiasz kurwo? - wrzasnęła z głębi sali niska szatynka, wymachując przy tym groźnie pięścią. Soga oparła jedną nogę na blacie stołu, drugą postawiła na ławie i celnie wycelowała butelką w głowę wygrażającej kobiety.
- Och zamknij się szmato, wkurwiona jestem - wrzasnęła lekko przy tym sepleniąc i zataczając się w tył. Po chwili wszyscy goście w barze obrzucali się obelgami, pięściami czy krzesłami. Wściekli właściciele posłali po trzeźwych, dyżurujących shinigami, by ci rozdzielili szalejący tłum. Niebieskooka dusiła ramieniem szatynkę, w którą wcześniej rzuciła butelką, gdy poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Gdyby była trzeźwa, nigdy nie dała by się tak sprowokować przez obcych ludzi. Ale ciągła frustracja pozbawionej misji, denerwująca robota papierkowa która ogromnie ją stresowała plus alkohol, zrobiły swoje. Teraz odwróciła się gwałtownie, gotowa zamachnąć się, będąc pewna że to koledzy wyrywającej się kobiety. Jednak ku swojemu zdziwieniu napotkała łagodne, orzechowe oczy za oprawkami okularów. Puściła przeciwniczkę i z rozdziawionymi ustami całkiem odwróciła się do kapitana Aizena.
- Aizen-Taicho! - bąknęła kłaniając się głęboko. Kilka osób z jej otoczenia również dostrzegło wysoko postawionego mężczyznę i idąc za jej przykładem, przerwali walkę i ukłonili się. Po chwili całe stowarzyszenie przerwało kłótnie i ze strachem spoglądali na Sosuke. Ten uśmiechnął się łagodnie i wyminął wszystkich, kierując się do wyjścia. Każdy obecny śledził jego ruchy wzrokiem.
- Hej Shayen, nic ci nie jest? - dziewczyna aż podskoczyła na dźwięk głosu Hisagiego.
- Nie, jakoś żyję - mruknęła poprawiając przy tym rękaw, lekko poszarpanego kimona, by zasłonić ramię i dekolt - a ty?
- W porządku. Kto by dał radę porucznikowi? - zaśmiał się obejmując Shayen w pasie ręką, i prowadząc ją w stronę wyjścia, gdzie kierowała się większość tłumu.
- Co do poruczników, to chyba kogoś w tym chaosie zgubiliśmy - powiedziała odwracając się w stronę pobojowiska. Po chwili dostrzegła Kirę, który przysnął w samej bieliźnie pod resztkami barku. Przyjaciele chwycili go pod ramiona i wspólnie opuścili budynek.